czwartek, 4 lipca 2013

;))



                         ROZDZIAŁ II. „ Wydarzenia ‘’

Wstałam i popatrzyłam do okna. Ból głowy ustał i czułam się już dużo lepiej.
Zeszłam na dół w piżamie i zobaczyłam zmęczoną mamę grzejącą jajecznicę.
- Mamo, już wstałaś? – zapytałam, a ona skinęła głową.
- Wróciłam o 21, a ty już spałaś. Coś się stało? – zapytała, ale ja postanowiłam nic jej nie mówić. Od razu zaczęłaby popadać w paranoję.
- Nie, nic. Po prostu byłam zmęczona nauką – powiedziałam, choć sama w swoim głosie czułam kłamstwo, ale mama nawet nie zwróciła uwagi.
- Justina nie ma? – zapytałam.
- Jest, śpi. Wrócił nad ranem – powiedziała, po czym podała mi śniadanie.  Szybko zjadłam posiłek i poszłam na górę przebrać się w jakieś ubranie. Dzisiaj na dworze było dość ponuro, a deszcz ciężko padał. Włożyłam beżowe jeansy czarną bluzę, oraz białe adidasy. Umyłam twarz i spięłam włosy w kucyk, po czym wyszłam  z domu. Rozłożyłam parasol i weszłam na ulicę. Szłam powoli w kierunku przystanku.  Spojrzałam nerwowo na zegarek, na którym była godzina : 7:08 . Deszcz padał, tworząc liczne kałuże na jezdni. Modliłam się w duchu, żeby i tym razem nikt nie przejechał o kałuży i, abym nie była mokra. Dzisiejszy dzień w szkole nie zapowiadał się już tak ekscytująco, ponieważ na trzeciej lekcji miał być Hiszpański. Czyli mój znienawidzony język. Prześladował mnie od podstawówki, a z klasy byłam najgorsza.  Postanowiłam przyśpieszyć kroku i tak też zrobiłam. Zadziwiająco na ulicach było bardzo pusto. Nikt nie szedł, pani Bukowa z sąsiedztwa zawsze o tej porze  spacerowała po ogrodzie, ale tym razem jej nie było. Było po prostu.. pusto. Kiedy zobaczyłam szubek przystanku, nie biegłam jak zazwyczaj tylko szłam powoli. Kiedy doszłam na ławce pod przejrzystym dachem, siedziałam już Weronika. Usiadłam obok niej i wyciągnęłam telefon.
- I jak? – zapytała.
- U mnie? I co, fajne te zajęcia? – zapytałam, choć nie byłam zaciekawiona jej odpowiedzią.  Spojrzałam na mały monitor telefonu i odczytałam nową wiadomość od Justina, która została wysłana około godziny 3. Byłam zdziwiona, myślałam, że chłopak wtedy był już w domu, ale nacisnęłam” otwórz „. Kiedy przeczytałam tajemniczy napis, zdziwiłam się jeszcze bardziej.
- Co jest? – zapytała Weronika,  a ja dopiero teraz przypomniałam sobie, że dziewczyna opowiada mi o kółku teatralnym.. chyba.
- Justin wysłał mi dziwaczną wiadomość. Wiesz, on i .. to wszystko – mruknęłam od niechcenia, ale dziewczyna nachyliła się nad monitor i zaśmiała.
- „ Nie idź do szkoły, bo będą problemy ? „ – przeczytała wiadomość brata, po czym machnęła ręką – upił się  - dokończyła, a ja zgodziłam się  z nią. W oddali zobaczyliśmy mknący w deszczu autobus. Cała 3 klasa stanęła w pobliżu miejsca, w którym autobus parkował, a kiedy nadjechał, wszyscy wsiedliśmy. Usiadłam razem z Weroniką i zaczęłyśmy rozmowę:
- Dzisiaj nie ma tego przystojniaka – mruknęła ze śmiechem Weronika.
- Wczoraj nie maił jak dojechać, czy jakoś  - powiedziałam, a ona zrobiła dziwną minę.
- Skąd wiesz? – zapytała zaskoczona.
- Mówił wczoraj – powiedziałam, po czym dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę.
- Gadałaś z nim? – zapytała niewierząco., a ja przytaknęłam – ty to masz szczęście – dokończyła , po czym podszedł do nas Mateusz ( chłopak z 2 gimnazjum ) i zaczął mówić:
- Zakochane w Tayler’rze?  - zapytał, a Weronika uderzyła go szklaną butelką, ale na szczęście się nie stłukła, a chłopak śmiejąc się poszedł na swoje miejsce. Droga nie trwała długo, a gdy wyszliśmy z autobusu, wszyscy byliśmy zdziwieni. Na podwórzu było ciemno i mroczno.  Przed szkołą, było boisko do gry w koszykówkę, lecz tym razem, stało się coś, czego nigdy NIKT by się z nas nie spodziewał. Kosz był złamany na pół. Po Rawie walały się deski, z połamanej ławki. Wszyscy przestraszeni weszliśmy do szkoły.  W środku, był dziwny zapach. 
- Jezu, patrzcie na podłogę! – krzyknął pewien kolega, a ja odwróciłam wzrok na dół.  Podłoga była zsączona krwią, a  gdy popatrzyłam na ściany, wyglądały jeszcze gorzej.. Była na nich grube, gęste ślady krwi.
- Ściany – mruknęłam jąkając się. Wtedy, byliśmy już pewni, że tej nocy, coś się stało, ale jednak nie wracaliśmy, szliśmy przestraszeni dalej.
-  Rozdzielamy się – mruknął Mateusz. Chłopak był zawsze ochoczy i odważny, nawet tym razem.
- Dobra – powiedział Eryk – ja idę z Werą i Natą,  Piotrek z Mateuszem i Elą, a reszta niech się sama podzieli – mruknął i machnął ręką. Po chwili wszyscy rozdzieliliśmy się po szkole. Ja, Eryk i Wera mieliśmy iść do gimnastycznej i Biologicznej. Pierwsze udaliśmy się do klasy Biologicznej. W szkole, nie słyszeliśmy głosów nauczycieli, ani nikogo innego, co było dziwne. W szkole, byliśmy tylko my. 
- Dobra, to jest dziwne.  Wszyscy mają na tą samą godzinę lekcję. Jedziemy autobusem tylko My. Żadnych nauczycieli.. co jest? – zapytałam zdziwiona, ale znajomi tylko wznieśli ramiona. W klasie Biologicznej nic nie wyglądało inaczej. Ławki  były ustawione zwyczajnie, ale na tablicy była narysowana dziwna, wielka spirala.
- Jesteśmy jak Policja – mruknęła Weronika i zaśmiała się.
- Spirala? – powiedziałam, a brzmiało to jak pytanie. Znajomi  odwrócili się w stronę tablicy i patrzyli się w nią przez chwilę. Eryk podszedł do owej tablicy i dotknął kredy.
- Krew – powiedział, dzięki czemu poczułam się jak  detektyw.
- Dzwonimy na Policję? – zapytałam, ale po minach znajomych, widziałam widoczną niechęć.
- Nie ma szans. Coś tu jest nie tak. Psy nie dadzą tutaj rady. To czas, dla  Detektywa – Eryka – powiedział śmiesznie, ale mnie i Weronice, nie było do śmiechu. Postanowiliśmy się udać do Sali Gimnastycznej i tak też zrobiliśmy, tylko , że tym razem, w środku zobaczyliśmy coś strasznego.
- Jezu – mruknęliśmy wszyscy razem. Pod oknem leżało ciało wuefisty, oczywiście całe pokrwawione. Jako jedyna, podbiegłam i popatrzyłam w zwłoki. Widocznie mężczyzna już nie żył. Cala sala, była umazana krwią, wiec pewnie tutaj działa się główna akcja. Postanowiliśmy zadzwonić na Policję. Po chwili, przyjechała i zaczęła śledztwo, a my zostaliśmy odwiezieni do domu. Zaciekawiona, cały czas myślałam o owym incydencie, ale i również od sms’ie od Justina. Czyżby miał z nim coś wspólnego?  Najwyraźniej, ale gdy pytałam, udawał, że nic nie wiedział. Dzień spędziłam z Weroniką, czekając na jakiekolwiek informacje, na temat morderstwa, ale żadnych nie dostarczono. Kiedy dziewczyna poszła do domu, było już całkiem ciemno. Byłam sama w domu, ponieważ brat ( ponoć ) był u dziewczyny. Oglądałam marne seriale w telewizji popijając kakao. Moja wyobraźnia buzowała, na każdy skrzyp, powiew wiatru itp. Patrzyłam w przestrzeń, a po mojej prawej ręce stał oparty kij od miotły. Można było by powiedzieć, że zachowuję się dziecinnie, ale tym razem „ umierałam ‘’ ze strachu.  Nagle usłyszałam przeraźliwe pukanie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi i wzięłam automatycznie kij od miotły ( co musiało wyglądać idiotycznie ). Owa osoba zapukała ponownie, dzięki czemu ze strachem podeszłam do drzwi. Lekko je otworzyłam i zobaczyłam przez szparę twarz rozbawionego Tayler’a.  Otworzyłam drzwi na oścież i odłożyłam kij od miotły.
- No cześć – powiedział i uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest -  przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz – zapytał jąkając się przy każdym słowie.  
- Wiesz, dobrze. Nawet zapomniałam o wczorajszym incydencie – powiedziałam.
- Mogę wejść? – zapytał, po czym skinęłam głową. Zamknął drzwi i  rzucił spontaniczny uśmiech w moją stronę.
- Słyszałem, że u was w szkole było jakieś zabójstwo. Więc, nie chciałem, żebyś była sama.. – mówił dość przekonywująco, a ja zaśmiałam się,
- Skąd wiedziałeś, że jestem akuratnie sama? – zapytałam, ale on tylko się uśmiechnął.
- Intuicja – powiedział tajemniczo.  Weszliśmy do salonu, a w telewizorze leciało „ M – jak miłość ‘’.
- Może się czegoś napijesz? – zapytałam. Kompletnie nie wiedziałam, o czym możemy pogadać i co w ogóle możemy robić.
- Nie, dzięki, ale za to TY się napijesz – powiedział stanowczo.
- Proponujesz mi napój, w moim własnym domu? – zapytałam lekko się uśmiechając, a on uniósł brwi.
- Gdzie jest kuchnia? – powiedział, po czym ruszyliśmy w kierunku kuchni. Chłopak był bardzo pewny siebie, co było bardzo dziwne, ponieważ w ogóle mnie nie znał.
- Ma Pani składniki na shake? – zapytał zachęcająco, a ja przytaknęłam.
- A Pan umie go zrobić? – zapytałam, a on się uśmiechnął. Wziął czarny pisak, który leżał na parapecie i domalował sobie wąsy, a potem mnie.
-  To na przełamanie lodów – mruknął i uśmiechnął się. Wyglądał bardzo śmiesznie, a ja na pewno też.
- Czekoladowo – wiśniowy? - zapytał z myślą, a ja przytaknęłam.
- Może być.
- No to.. Lody czekoladowe, kremowa śmietanka, mleko i lody waniliowe – powiedział i oboje szukaliśmy po kuchni składników. W wykonaniu Tyler’a
Było to bardzo śmieszne, bo natykał się na różne inne rzeczy i przy tym robił dziwne miny. Kiedy już wszystko zrobiliśmy usiedliśmy triumfalnie na kanapie w salonie i rozkoszowaliśmy się smakiem.
- Nie spodziewałam się,  jesteś w tym dobry – powiedziałam, a on przytaknął. Spojrzał ponuro na zegarek i westchnął:
- 21:30. Nie przeszkadzam? – powiedział z lekkim uśmiechem, a ja od razu odparowałam:
- Pewnie, że nie. Zostań – powiedziałam, po czym chłopak wyciągnął telefon.
- Ty wiesz, że zostanę – powiedział przekonująco, ale nagle zaczął dziwnie patrzeć się w monitor, ale po chwili przestał.
- Masz rodzeństwo? – zapytałam, a on pokręcił przecząco głową.
- Nie. Rodzice woleli mieć tylko mnie. A Ty? – zapytał i popatrzył na mnie błyszczącymi oczami.
- Tak. Starszego brata. Justina – powiedziałam.
- Nie ma go – stwierdził, a ja przytaknęłam. Nagle usłyszałam krótki dźwięk z komórki Tyler’a.
- Pozwolisz? – powiedział, po czym wyszedł. Przez chwilę siedziałam, czekając aż chłopak wróci, ale po dwóch minutach, postanowiłam podsłuchać jego rozmowę. Podeszłam po cichu do oparcia drzwi i nadstawiłam ucho.
- Coś zabiło gościa,  to nie znaczy od razu, że  to „ COŚ ‘’ tu grasuje. Jeden raz i tyle. Ktoś kto jest nowy w miejscowości, to On – powiedział tajemniczo i czekał na odpowiedź rozmówcy, której niestety nie mogłam usłyszeć.
- Zrobię co w mojej mocy, a teraz już nie dzwoń. Mam wolne od.. wszystkiego – mruknął, a ja szybko przemieściłam się na kanapę. Chłopak wszedł, a po jego minie nie było widać żadnego uczucia. Przyłożył do ust koktajl i usiadł obok mnie.
- Kiedy idziecie do tej szkoły? – zapytał, a po jego minie było widać, że doskonale zna odpowiedź.
- Data jest jeszcze nie ustalona. Wiesz, muszą wszystko przywrócić do porządku. Jak myślisz, co to było? – zapytałam, a on wzniósł ramiona.
- Nie było mnie tam, więc nie mogę nic powiedzieć, ale.. jak już, to chyba jakieś zwierzę. Człowiek nie miałby z tym szans – powiedział, a ja zgodziłam się z nim w duchu – skończmy z tym tematem. Myślę, że jutro jesteś wolna i mogę Cię wyciągnąć na pizzę – powiedział pewnie, a ja rzuciłam szczery uśmiech w jego stronę.
- A ja myślę, że to chyba dobry pomysł – powiedziałam. Ostatnio, potrzebowałam towarzystwa ( i oczywiście rozrywki ).  Chłopak popatrzył do okna i mruknął od niechcenia.
- Pełnia. Podobno, wtedy człowiek ma najwięcej energii – powiedział i zmierzwił sobie  włosy.
-  To dlatego mnie odwiedziłeś? – zapytałam, a on zrobił dziwną minę.
- Między innymi – powiedział, a ja popatrzyłam na niego świdrującymi oczami.
- Polubiłem spadającą na beton dziewczynę – powiedział, a ja szczerze się zaśmiałam.
- Ja też polubiłam mojego wybawiciela – powiedziałam, a chłopak posłał mi mrugnięcie oka.  Spędziliśmy jeszcze około godzinę, i chłopak poszedł do domu. Dobrze czułam się w jego towarzystwie, był zabawny i po prostu uroczy. Kiedy chłopak wrócił, zaraz po nim przyszła mama. Od razu zaczęła wypytywać, o sytuacji w szkole, a ja  obojętnie opowiadałam jej zdarzenie.
- Przepraszam, że nie mogłam przyjechać, naprawdę. Musiałaś być sama, ale nie chcieli mnie wypuścić, wiesz, dużo pracy – mówiła, ale ja wcale nie miałam tego za złe.
- Byłam ze znajomymi,  więc nie musisz się przejmować. Nic się nie stało – powiedziałam i zaraz po moich słowach wszedł do domu Justin. Wyraźnie pijany, podparł się o ścianę i czknął.  Mama podbiegła do niego i założyła ręce na głowę.
- Justin!  Znowu piłeś? Z kim, przynajmniej mogę wiedzieć. Z KIM?!  - wrzasnęła, a on zrobił nie winną minę, i już otworzył usta, aby powiedzieć, ale się zawahał:
- Sam – powiedział, a w jego oczach było widać wyraźne kłamstwo. Powoli ruszył, ale mama złapała go za ramię, a on o mało się nie wywrócił.
- Ćpałeś – powiedziała wściekło, a on przecząco pokręcił głową, ale po jego zachowaniu, wyglądało, że chłopak włóczył się po byle jakich barach. 
- Mas szlaban! – dokończyła mama, ale chłopak odwrócił się do niej i mówił, a ja postanowiłam iść na gorę. Zawsze w takich chwilach, narastała kłótnia, która trwała zazwyczaj całą noc. Sąsiedzi, znali mojego brata. Chłopak zaczął palić jeszcze w podstawówce, i już w takim towarzystwie został. Weszłam do swojego pokoju i spojrzałam na zegarek, na którym była godzina 23.. Poszłam do łazienki, po czym położyłam się spać.
            Kiedy się obudziłam, była już 10.  Wstałam, przetarłam oczy i zeszłam na dół.  Justin spał w salonie na kanapie, a mama widocznie była w pracy.  Dziwnie się czułam. Mój brat, leżał spity  w salonie, jak nie kiedy ojciec. Właśnie dlatego, mama wzięła z nim rozwód. Od tamtego czasu, nie widzieliśmy go już parę lat, ale ja, wcale za nim nie zatęskniłam. Nigdy, nie był wymarzonym ojcem, ale w końcu, mama się w nim zakochała.  Odtąd, mama była przeciwko każdemu chłopakowi, każdy według niej miał wiele, ale to wiele wad.  Nie chętnie poszłam do salonu i potrzasnęłam głową chłopaka.
- Wstawaj – rzuciłam w jego stronę, ale usłyszałam tylko ciche mruknięcie, więc ponowiłam wypowiedź.
- No weź – powiedział wreszcie, a gdy mnie zobaczył, zerwał się na równe nogi – która godzina?! – wrzasnął, a ja pokazałam na zegarek. Chłopak zerwał się i szybko ubrał koszulę.
-  Co jest?- zapytałam, a na jego twarzy, malował się wyraźny strach.
- Miałem być o 4 u.. Tomka – mruknął, wahając się lekko.
- U Tomka? Widzę, że kłamiesz – mruknęłam, ale chłopak nie zwracał uwagi na mnie. Wziął kluczyki do samochodu i wyszedł z domu. Jego zachowanie było dziwne, ale w innym stopniu, całkiem podobne do każdego porannego. Chłopak nie szedł do Tomka, ani nawet do dziewczyny. Justin szedł ( znając życie ) na piwo, ale.. nigdy tak się nie zachowywał. Postanowiłam nie zawracać sobie już tym głowy.  Zjadłam śniadanie, ubrałam się i postanowiłam iść do Weroniki.  Razem z Tayler’em, byliśmy umówieni na pizzę, ale nie wyznaczyliśmy godziny. Zapukałam do drzwi przyjaciółki, i prawie natychmiast otworzyła mi jej mama.
- Dzień Dobry – mruknęłam.
- O, dzień dobry – powiedziała i wepchnęła mnie do środka – Weronika jest na górze – dokończyła, po czym ruszyłam schodami na górę. Otworzyłam drzwi do jej pokoju i zastałam dziewczynę słuchającą muzyki w słuchawkach.
- Cześć – mruknęłam i usiadłam obok niej.
- Hej – powiedziała i ściągła słuchawki z uszu.
- I jak tam ? – zapytałam a koleżanka skinęła głową.
- Dobrze, a u Ciebie? – zapytała – widziałam, jakiś  srebrny samochód, stojący za twoim domem. Nowy? – dokończyła pytając,  a ja przymrużyłam oczy.
- Jaki.. samochód? – zapytałam dość zdziwiona.
- Srebrne volvo  - powiedziała, a ja uniosłam głowę.
- Nie mam pojęcia – mruknęłam – brat, raczej nie kupił… A, Tyler nie ma prawa jazdy – powiedziałam, a ona otworzyła usta.
- Był u Ciebie wczoraj TYLER? – powiedziała zaskoczona, a ja skinęłam głową.
- Był – potwierdziłam,  a ona dotknęła mojego ramienia.
- Nie zadzwoniłaś, nie mówisz od razu.   Nie mogę, moja przyjaciółka spotyka się z największym CIACHEM  z miasta – powiedziała entuzjastycznie, a ja pokiwałam przecząco głową.
- Jasne, że nie. Rozmawiałam z nim raptem dwa razy. To jest po prostu znajomy. A pyzatym, na pewno ma dziewczynę – powiedziałam, i wzięłam  słuchawki koleżanki. Przyłożyłam je do ucha i rozpoznałam „ Castle of glass „ Linkina Parka. 
- Dobra, jak twierdzisz – powiedziała i machnęła ręką – idziemy po południu na miasto? – zapytała.
- Nie mogę – odparowałam od razu.
- Gdzieś się wybierasz? – zapytała, a ja skinęłam głową.
- Idę na pizzę z Tylerem – mruknęłam, a dziewczyna szturchnęła mnie w ramię.
- Z Tylerem? Oh, nie ściemniaj – powiedziała, a ja wzniosłam ramiona do góry.
- To znajomy. Daj już spokój – powiedziałam, a dziewczyna wstała i założyła adidasy.
- Co robisz? – zapytałam, a ona popchnęła mnie w kierunku drzwi.
- Idziemy do Ciebie. Skoro idziesz z NIM, musimy Cię ustroić – powiedziała, ale ja nie byłam przekonana do tego pomysłu. Po chwili znalazłyśmy się u mnie w domu, gdzie na zegarku była godzina 10:50.  Otworzyłam drzwi na balkon, po czym usiadłam na łóżku. Dziewczyna otworzyła szafę z moimi ubraniami, i przeglądała jej zawartość.
- Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł – mruknęłam, ale dziewczyna nadal przeglądała zawartość szafy.  Odwróciła się w moją stronę, trzymając w prawej ręce niebieską bluzkę z krótkim rękawem, a w lewej czarne legginsy.
- Jutro idziemy na zakupy – oznajmiła, i podała mi ubrania. Popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem i założyłam ciuchy.
- I już – powiedziałam wchodząc do pokoju, a ona zrobiła dziwną, pouczającą minę.
- O, nie, nie, nie i jeszcze raz NIE! – powiedziała, a ja zrobiłam niewyraźną minę.
- Co? – zapytałam głupio, a dziewczyna pociągła mnie do łazienki.
- Chcesz,  z nim chodzić? – zapytała idiotycznie.
- Nie – odparowałam,  a ona przewróciła oczami.
- Fryzura – mruknęła.
- Taka jak zawsze – odpowiedziałam, a dziewczyna zaśmiała się. Wzięła szczotkę i zaczęła czesać moje proste, brązowe włosy.  Potem, wzięła jakiś dezodorant, czy coś, ale ważne było to, że było przynajmniej do włosów. Gdy popatrzyłam do lusterka, zaśmiałam się, ale na szczęście pozytywnie.  Wyglądałam całkiem fajnie. Dziewczyna patrzyła na mnie, lekko się uśmiechając.
- I jak? – zapytała, a ja przytuliłam ją serdecznie. 
-  Dziękuję. Jest świetnie – powiedziałam. Obie zachwycone sukcesem, ruszyłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie. Włączyłam telewizję. Akurat, włączony był kanał o wiadomościach. Już miałam wyłączyć, ale coś zatrzymało moją uwagę.  Jakiś dziennikarz opowiadał o kolejnym zabójstwie, a w prawym rogu  było.. zdjęcie naszej miejscowości.  Obie zaciekawione zaczęłyśmy słuchać owej dziennikarki:
-  Storilng Shoes  - w tym miejscu około godziny drugiej nad ranem, popełniono kolejne zabójstwo. Około godziny szóstej,  w okolicy Apteki, znaleziono zmasakrowane ciało, martwej już kobiety. Nikt nie wiem, co grasuje po miejscowości, ale radzimy nie wychodzić w porach nocnych z domów – usłyszałyśmy głos kobiety w telewizji. Popatrzyłyśmy na siebie, i zrobiłyśmy nieco straszną minę.
- Czy to jest normalne? – zapytałam zdziwiona, a ona wzniosła ramiona.
- Jakiś seryjny morderca.  No bo dwa, zabójstwa..  – mruknęła, a z zamyślania wyrwał mnie przeraźliwy dzwonek.
- To on – powiedziała dziewczyna – nie martw się, wyjdę balkonem – mruknęła i wbiegła po schodach.  Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Tylera. Chłopak lekko się uśmiechał. Miał szarą bluzkę i czarne jeansy.
- Cześć – powiedziałam.
- Witaj., To.. idziemy? – dokończył lekko nieśmiało, a ja skinęłam głową.  Oboje wyszliśmy z  progu domu i weszliśmy na ulicę.  Szliśmy przez chwilę w milczenie, które przerwał chłopak.
- Fajna pogoda, nie? – powiedział. Praktycznie na niebie świeciło wesoło słońce, ale na jezdni było WIELE  kałuż. Nagle, zobaczyliśmy  szybko jadące, czarne auto. Od razu poznałam owy samochód, który wjechał w kałużę i dzięki niemu, byłam cała mokra, ale i tym razem nie było inaczej. Oboje ociekaliśmy wodą.  Chłopak zaśmiał się, odgarnął włosy z czoła.
- No nie – mruknął.
- To już nie pierwszy raz – powiedziałam, a uśmiech sam malował się na mojej twarzy.
-  Chyba masz pecha – powiedział, uśmiechając się- choć, całkiem fajnie wyglądasz, gdy jesteś mokra – powiedział śmiejąc się.
- Ty też, nie aż tak źle – mruknęłam.  Oboje poszliśmy się przebrać, i chłopak miał przyjść do mnie, i tak mieliśmy coś wspólnie porobić.  Kiedy otworzyłam mu drzwi – już po raz kolejny, chłopak miał worek, wypchany  do  pełna produktami spożywczymi. Wniósł je do kuchni i położył na blacie.
- Mówiłem, że nie źle gotuje? – zapytał i uśmiechnął się tajemniczo.
- Tak, mówiłeś  - powiedziałam, a chłopak się zaśmiał. Zajrzałam do reklamówki i zobaczyłam wszystkie składniki na Spaghetti. 
- Myślę, że lubisz? – zapytał pytająco.
- Pewnie – powiedziałam, z chłopak ochoczo się uśmiechnął – może, coś mi o sobie powiesz? – zapytał, a ja uniosłam brwi.
- Ja? Przecież praktycznie nic nie wiem, o Tobie – powiedziałam, a on podszedł do mnie.
- Panie, mają pierwszeństwo – mruknął, po czym byłam zmuszona do opowiadaniu mu o sobie, czego nie znosiłam – jedno wiem. Pani Natalia, lubi jeść Spaghetti – dokończył, po czym usiedliśmy przy stole.  Oboje skrobaliśmy marchew, po czym zaczęliśmy ją kroić.
- Jestem fanką Romea i Julii – powiedziałam, a on skinął głową.
- Świetna książka. Czytałem i to nie raz – powiedział i szczerze się uśmiechnął
( jak i często ).
- Skąd przyjechałeś? – zapytałam chłopaka, a on zrobił dziwną minę.
- Z..  Shipley – powiedział, lekko się wahając.  Nagle lekko zacięłam się nożem, ale i tak zobaczyłam  krew. Szybko wstałam i podeszłam do kranu.  Słyszałam ciężkie dyszenie chłopaka, po czym pobiegł w kierunku łazienki. Pomyślałam, że może, jest mu nie dobrze na widok, krwi. I tak pewnie było.  Wzięłam plaster z szafki i zaopatrzyłam palec. Podeszłam w kierunku łazienki i stanęłam pod drzwiami. Słyszałam dźwięk puszczonej wody i nie równy oddech chłopaka.
- Tyler, wszystko ok.? – zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Minęło pół minuty, więc postanowiłam zapytać ponownie.
- Tak – usłyszałam drżący głos chłopaka.
- Na pewno? – zapytałam ponownie, ale tym razem drzwi się otworzyły, i zobaczyłam podenerwowaną twarz chłopaka.
- Nie dobrze Ci na widok krwi? – zapytałam, a chłopak dziwnie marszczył twarz.
- Można.. tak powiedzieć. Przepraszam, wróćmy do gotowania – mruknął i pociągnął mnie za sobą.  Chłopak wziął  mój nóż, i odłożył do zlewu.
- Tym razem to, ja będę zajmował się marchwią – mruknął, a ja zaśmiałam się.  Postanowiłam obierać czosnek, i tak też zrobiłam.  Chłopak co chwilę, dziwnie mrużył oczy, że zaczęłam się przejmować, iż może mieć uczulenie na owy produkt, ale on powiedział, że to przez powietrze.  Kiedy wszystko było gotowe,  była już godzina 15. Oboje usiedliśmy przy stole, z talerzami pełnymi makaronu i delektowaliśmy się smakiem.
- Świetnie gotujesz. Kto Cię tak nauczył? – zapytałam ze śmiechem, a on wzniósł ramiona.
-  To moje hobby.  Kocham gotować, choć prawie w ogóle mi to nie potrzebne – mruknął, a ja puściłam do niego oczko.
- Nie potrzebne? – zapytałam,  po czym wprawiłam chłopaka w zakłopotanie.
-  Rodzina.. gotuje – powiedział – no i wiesz, nauka – dokończył.
- Słyszałeś, o kolejnym  zabójstwie? – zapytałam, kompletnie z innej beczki. Chłopak zrobił nie wyraźną minę i po chwili powiedział „ Tak ‘’, ale zaraz po chwili zmienił temat. I – miał rację.  Kiedy skończyliśmy rozmawiać, o różnych, różnych rzeczach, chłopak oznajmił, że musi już iść.  Wyszedł, i zostałam sama w wielkim domu.  Usiadłam na kanapie i uśmiechnęłam się sama do siebie.

niedziela, 30 czerwca 2013



       ROZDZIAŁ I. „  Powrót do dawnych czasów „
                                                                   ROK 2013.

   Obudziłam się entuzjastycznie  i przetarłam oczy. Na zegarku była 6:20, ale i tak czułam się spóźniona.  Podeszłam do szafy i wyciągłam ubrania, które naszykowałam jeszcze wczoraj.  Ubrałam czarne legginsy i białą bluzkę z krótkim rękawem. Popatrzyłam do okna, próbując cieszyć się z powrotu do szkoły – oczywiście po wakacjach. Na podwórzu wiał lekko wiatr, ale pomimo tego słońce radośnie świeciło.  Zeszłam na dół, gdzie mama biegała z talerzami i jedzeniem. Rodzice rozwiedli się na wakacjach, więc zostałyśmy ja i ona, a także brat ( ale on i tak spędzał więcej czasu u swojej dziewczyny ). Justin siedział przy stole i rozkoszował się jajecznicą, a mama już gotowała obiad na popołudnie.
- Cześć – mruknęłam i usiadłam przy stole, a mama serdecznie się uśmiechnęła. – Już gotujesz? – dokończyłam, a mama skinęła głową.
- Zaraz wychodzę i wrócę wieczorem, musicie mieć coś do jedzenia – mruknęła od niechcenia, a po jej minie wywnioskowałam, że jest zmęczona.  Mama podała mi płatki z mlekiem, a ja wsunęłam zupę mleczną do ust.
- Ty też wychodzisz? – zapytałam brata, który bawił się jedzeniem, owijając je na widelcu i upuszczając.
- Tak. Idę na randkę – powiedział triumfalnie, a ja zaśmiałam się w jego stronę. Wreszcie, mama usiadła przy nas i wsunęła do ust kanapkę z szynką.
- Natalka, masz wszystko? Książki, długopisy..
- Mam wszystko – przerwałam mamie i  uśmiechnęłam się serdecznie.  Wsunęłam kolejną łyżkę płatków do ust i rozkoszowałam się aksamitnym smakiem. Dzisiejszy dzień, zapowiadał się całkiem fajnie. Nie było Niemieckiego, Hiszpańskiego, a na dodatek mogliśmy wybierać nowe miejsca, co ogromnie mnie cieszyło. W tym roku ( jak w  każdym ) chciałam usiąść z Weroniką, przy oknie. Lubiłam patrzyć na naturę, a wtedy tryskałam niewytłumaczoną radością i entuzjazmem.  Szybko zjadłam i odniosłam talerz do zlewu, po czym ruszyłam  kierunku łazienki na górze. Otworzyłam delikatnie drzwi i podeszłam do lustra. Sama zaśmiałam się na swój widok. Moje brązowe, długie włosy sterczały na WSZYSTKIE strony. Szybko ugładziłam je szczotką, po czym umyłam zęby i twarz, po czym oznajmiłam w myśli, że jestem gotowa. Poszłam do swojego pokoju, po czym jeszcze raz sprawdziłam zawartość plecaka. 3 gimnazjum.. Jak to szybko minęło… Przecież, jeszcze nie dawno, bawiłam się wraz z Weroniką w piaskownicy. Zaśmiałam się i ubrałam plecak na plecy, po czym podeszłam do okna, wypatrywać przyjaciółki. Nagle, zobaczyłam jak wychodzi z domu. Weronika, sąsiadowała ze mną. Jej dom był żółty, a na około był biały, drewniany płot. Zastukałam przez okno, po czym prędko je otworzyłam.
- Cześć śpiochu! – krzyknęłam, po czym zbiegłam na dół.
- Mamo, idę – rzuciłam w jej stronę i wybiegłam. Przed domem stała już Weronika i serdecznie mi pomachała. Dziewczyna miała rozpuszczone brązowe włosy,  a na nie czerwoną czapkę z daszkiem.
-  Jejku, ale te wakacje zleciały – mruknęłam i podeszłam do niej, po czym ruszyłyśmy.
- Aż się nie chce iść do szkoły – powiedziała, ale po jej minie widziałam lekkie zafascynowanie.
- Widziałam go – powiedziała po chwili i zaśmiała się głośno.
- Kogo? – zapytałam zaciekawiona. O ile mi wiadomo, dziewczynie nie podobał się ŻADEN chłopak ze szkoły, więc zdziwiły mnie te słowa.
- Jak to ‘ kogo ‘ ? – zapytała.- wiadome, tego nowego – powiedziała, ale ja nie słyszałam o nowej osobie, którą pewnie był chłopak.
- Jakiego nowego? Wiesz chociaż jak ma na imię? – zapytałam, ale nie za bardzo ciekawiłam się owym chłopakiem. Chłopak, jak chłopak. Znając życie, będzie słuchał tego całego rapu i wdawał się w otoczenie.
- Jak, to.. Nie wiesz? – zapytała zaskoczona.
- Naprawdę, nic mi NIKT nie mówił – powiedziałam niezależnie, a ona opatrzyła śmiesznie w moje oczy. Postanowiłyśmy przyśpieszyć kroku i tak też zrobiłyśmy.
- Ma na imię Tyler, chyba. – powiedziała lekko się wahając i marszcząc brwi.
-  Rozmawiałaś z nim? – zapytałam.
- Nie – odparowała automatycznie, a ja zaśmiałam się w duchu. Cała Weronika. Zawsze zafascynowana każdym, który jest nowszy.
- Z naszego roku? – zapytałam lekko się śmiejąc, ale odpowiedzi na to pytanie, byłam ciekawa.
- Tego akurat nie wiem- powiedziała, po czym zobaczyłyśmy przystanek, na którym była większość osób ze szkoły. Pobiegłyśmy do miejsca i serdecznie się uśmiechałyśmy do znajomych. W tym roku, moja klasa  była najstarsza, co  było całkiem fajne. Od razu podbiegł do mnie Eryk i zaczął swoje opowieści z wakacji, ale nie słuchałam jego, tylko wyszukiwałam wzrokiem, mojego znajomego – Louisa. Byłam w nim zakochana od pierwszej klasy, lecz nigdy z nim nie byłam. Odkochałam się w chłopaku, dokładnie w kwietniu, bieżącego roku. Okazał się zwykłym dupkiem, na którego byłoby mi teraz żal minuty, ale jednak byłam ciekawa jego wyglądu. Patrzyłam, ale zamiast jego, dostrzegłam chłopaka, którego nie znałam. Miał  brązowe włosy, lekko za ucho. Jego białe spodnie dziwnie świeciły, a czarny shirt był dziwnie tajemniczy.
- Kto to? – zapytałam ciekawsko koleżanki, a ona i Eryk odwrócili wzrok.
- To ten chłopak – powiedziała lekko zaskoczona.
- Mówiłaś, że jest starszy – mruknęłam i popatrzyłam się na nią, ale ona zrobiła nie pewną minę i dopiero po chwili powiedziała:
- Bo jest, ale może został – mruknęła, ale po jej minie widziałam, że nie wierzy w to co mówi.
- Chyba, że jedzie naszym autobusem do innej szkoły – mruknął Eryk i popatrzył na mnie dziwnymi oczami.
- No nie wiem. Gdzieś nie daleko jest liceum – powiedziałam i odwróciłam wzrok na chłopaka. Wprawdzie stał tyłem, ale wyglądał całkiem fajnie.
- Tył to ma Sexowny – mruknęła Weronika ze śmiechem i kontynuowała rozmowę z Erykiem. Po chwili oczekiwania przyjechał autobus i cała grupka uczniów weszła do niego ostrożnie. Zajęłam miejsce po środku, razem z Weroniką, i wypatrywałyśmy starszego chłopaka. Kiedy dojechaliśmy do okolicy liceum, owy chłopak podszedł do kierowcy i mruknął tajemniczo :
- Wysiadam – po czym kierowca zatrzymał się, a chłopak wyskoczył. Wymieniłam spojenia z koleżanką, a potem patrzyłyśmy za chłopakiem przez okno. Szedł równo, nie odwracając się ani razu.
- Ciacho – mruknęła Weronika i zaśmiała się, a ja puściłam jej oczko. Jechaliśmy jeszcze 15 minut, po czym wysiedliśmy autobusu i ruszyliśmy w kierunku gimnazjum. Na polu było już dużo innych uczniów z innych miejscowości. My mieliśmy najdalej, ale już przyzwyczailiśmy się, że wyjeżdżamy bardzo rano. Razem z koleżanką ruszyłyśmy podekscytowane w kierunku naszej klasy. Kiedy stanęłyśmy pod drzwiami, zobaczyłyśmy znajomych z innych miejsc i od razu zaczęliśmy się witać.
- Nata, Nata, Nata! – krzyknęła podekscytowana Angelika, a ja podeszłam i uściskałam ją serdecznie.
- Stęskniłam się z Tobą – mruknęłam do dziewczyny, a po jej minie widziałam, że ona też.
- I jak wakacje? – zapytała, a ja zaczęłam opowiadać:
- Wiesz. Brat jeździł i wracał od tej swojej dziewczyny, a mamę to doprowadzało do szału. Ojca nie widziałam, bo wyjechał za granicę. Wiesz, jak zwykle. Nudy. Teraz ty, pisałaś na naszej klasie, że spotykasz się z Shane’m – powiedziałam zaciekawiona, a ona ciężko westchnęła.
- No niby, tak. Ale czuję, że on mnie nie kocha – powiedziała smutno. Shane był od niej starszy 2 lata, i oboje byli w sobie zakochani ( no, z  tego co wiem).
- Nawet tak nie myśl. Może ma gorszy okres, czy jakoś – mruknęłam, ale przerwała mi nadchodząca nauczycielka – Pani Sova. Była naszą wychowawczynią już 3 rok. Była miłą, starszą panią. Zawsze nosiła okulary lekko spuszczone, brązowe spódnice i ciemne bluzki. Uczyła nas także matematyki ( dzięki czemu polubiłam ten przedmiot ). Kobieta miło się uśmiechnęła i otworzyła drzwi, po czym cała klasa A ( do której należałam ) wtargnęła do środka, z chęcią zajęcia jak najlepszych miejsc.  Szybko podbiegłam do ławki, którą chciałam zająć po czym usiadłam w niej razem z Weroniką. Pani Sova usiadła przy biurku i czekała, aż każdy usiądzie, po czym sprawdziła obecność. Wszyscy wyciągli grube książki i zeszyty, po czym pani zaczęła prowadzić lekcję.  Czas mijał tak wolno, jak nigdy. Jakoś dzisiaj nie miałam ochotę na lekcję matematyki, ale po minię innych uczniów, widać było, że podzielają moje zdanie. Kiedy dzwonek rześko zadzwonił, wszyscy udali się na przerwę.
                                                                **********
Wyszłam ze szkoły, trzymając w prawej ręce zeszyt od chemii.  Weronika zostawała dzisiaj na jakieś dodatkowe lekcje, więc szłam sama w kierunku autobusu. Otworzyłam drzwi i szukałam wzrokiem wolnego miejsca, a kiedy je zobaczyłam ,szybko udałam się w jego kierunku. Cały autobus był zapełniony gimnazjalistami z mojej miejscowości, ale nie tylko. Na tyle zobaczyłam chłopaków z Sunset Velly, więc ochoczo im pomachałam, a oni odmachali. Kierowca ruszył, a ja byłam ciekawa, czy także tym razem owy chłopak wsiądzie do naszego autobusu, ale tak się nie stało.  Minęliśmy budynek liceum, po czym kierowca tajemniczo przyśpieszył. Chłopaki na tyle, tak krzyczeli, że mogłabym pomyśleć, że ktoś zamienił ich w ciągle wrzeszczące małpy. Kiedy dojechaliśmy do przystanku w duchu się ucieszyłam i radośnie wyszłam z autobusu. Oparłam się o znam, czekając na kogoś kto idzie w moją stronę, aż do wtedy, gdy zobaczyłam Eryka. Chłopak nosił najczęściej koszule w kratkę i krótkie, brązowe włosy postawione na żelu.
- Nata, poczekaj! – krzyknął i odmachał kolegom z klasy, po czym podbiegł w moją stronę. Poprawił włosy i równo ruszyliśmy w kierunku naszych domów.
- I jak było? – zapytałam chłopaka. Eryk chodził do 3C. Chłopak nie najlepiej się uczył, ale za to był nie zły w różnych sportach.
- Słabo. Novakowa chciała mi wstawić uwagę. Od razu dzisiaj – mruknął z niechęcią. Chłopak nie lubił owej nauczycielki, a ona niego. Zawsze byli w stosunku do siebie oschli, i wszyscy przypuszczają, że tak będzie już zawsze.  Eryk podpalił jej w 1 klasie torbę z bardzo ważnymi papierami, oczywiście były z tego WIELKE problemy.
- A u Ciebie? – dokończył, a ja machnęłam ręką.
- Przeżyłam – powiedziałam po chwili. Nagle, zobaczyłam czarny, szybko jadący samochód. Obok nas były kałuże. Owy kierowca nie zważał na to, i wydawało mi się, że wjechał w nie specjalnie. Byliśmy cali mokrzy, i oczywiście brudni. Kiedy weszłam do domu zastałam wychodzącego Justina, a kiedy on mnie zobaczył, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Weszłam do swojego pokoju i założyłam ubranie, po czym wyjęłam książki i zaczęłam odrabiać zadanie ( którego było nawet całkiem sporo ).
Z niechęcią otworzyłam Biologię i zaraz ją odłożyłam. Zeszłam po schodach na dół i poszłam w kierunku kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągłam garnek z zupą, po czym położyłam go na kuchence i podpaliłam palnik. Czekałam na gotową zupę, patrząc w okno. Nie było jeszcze ciemno, ale jednak coś z wesołego podwórka, czyniło go ponurym. Ciężko westchnęłam i podeszłam do garnka z ( już ) ciepłą zupą. Nalałam sobie do szklanki i ruszyłam znudzona na górę. Odrobiłam wszystkie zadania, po czym postanowiłam iść do sklepu kupić sobie chipsy. Ubrałam bluzę i adidasy, po czym wsadziłam 20 złotych do kieszeni. Otworzyłam cicho drzwi i wyszłam na podwórze. Przez ten czas, zrobiło się już ciemno. Wiatr lekko powiewał, a ja przymknęłam drzwi i wyszłam na ulicę. Nikogo nie było, szłam sama, a także miałam wrażenie, że wszystkie domy były opuszczone. Dziwnie się czułam. Postanowiłam przyśpieszyć kroku – i tak też zrobiłam.  Z nadzieją wyczekiwałam, aż zobaczę spiczasty dach supermarketu, ale ta chwili nie nadchodziła.  Księżyc był widocznie w pełni, więc ulica była nawet oświetlona, ale i on nie mógł sprawić, żebym nie czuła się przestraszona.  Nagle usłyszałam dziwne, tajemnicze wycie. Stanęłam jak wryta. Wilki, tutaj? Przecież to nie możliwe. Pewnie, ktoś robił sobie żarty, pomyślałam, po czym przyśpieszyłam kroku.  Nagle usłyszałam głośny szelest, dzięki czemu, byłam przekonana, iż to jest wilk. Zaczęłam biec, i nagle pośliznęłam się na kałuży z błotem i ciężko upadłam.
                                         ************

Lekko otworzyłam oczy. Czułam, że ktoś niesie mnie na rękach, ale jednak gdy próbowałam otworzyć oczy, wszystko było za mgłą. Poczułam zimny dotyk skóry na moim policzku, po czym dotknięcie mojego czoła.
- Ej, żyjesz? – usłyszałam aksamitny głos, ale nie mogłam nic powiedzieć. Gdy próbowałam powiedzieć chociaż „ Nic, dobrze się czuję ‘’, coś jakby stawało mi w gardle. Chłopak stanął  i położył mnie na podłodze, a głowę na swoim kolanie. Wreszcie udało mi się otworzyć oczy, po czym okropnie się zdziwiłam. Zobaczyłam tego nowego chłopaka, który według słów Weroniki był chłopakiem z 1 liceum. Ciepło patrzył w  moje oczy i lekko się uśmiechał.
- Wszystko jest ok.? – zapytał troskliwie, a ja skinęłam głową.
- Chyba tak – mruknęłam i spróbowałam wstać, ale jakoś nie mogłam.
- Mogłaś mieć wstrząs mózgu, czy coś innego. Upadłaś na beton – powiedział troskliwie, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.  Głowa mocno mnie bolała, ale nie czułam się aż tak źle, owszem, nie mogłam wstać, ale to po chwili ustąpiło.
- Tyler jestem – powiedział chłopak i podał mi rękę po czym pomógł wstać.
- Ja Natalia – powiedziałam, a on serdecznie się uśmiechnął.
- Chyba nie masz jako – takich obrażeń – powiedział chłopak, a ja  uśmiechnęłam się w jego stronę. 
- To ja już pójdę. Dzięki – powiedziałam dość nieśmiało i już ruszyłam w kierunku swojego domu, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Poczekaj. Przecież nie pójdziesz sama, a ja mogę dotrzymać Ci towarzystwa – powiedział ochoczo.
- Nie będę Ci zabierać czasu – powiedziałam, ale chłopak nie dawał za wygraną.
- Nie ma sprawy. I tak nie mam nic do roboty, a w ogóle, te ostatnie pół godziny bałem się, że odchodzisz od życia – mruknął przyjaźnie i podszedł w moją stronę.
- Dzięki – powiedziałam, a on serdecznie się uśmiechnął – widziałam Cię dzisiaj w autobusie – mruknęłam w jego stronę, a on wziął głęboki oddech.
- Tak. Zaspałem  trochę, i szybko rzuciłem się do was- mruknął ochoczo i popatrzył się w przestrzeń.
Nagle przypomniałam sobie, że upadłam, przez jakieś zwierze. Szybko rozglądnęłam się na około, a Tyler dziwnie się na mnie patrzył.
- Co jest? – zapytał.
- Nic, nic. Pamiętam tylko tyle, że kiedy upadłam, widziałam jakiegoś wilka, czy coś – powiedziałam, a chłopak miał wyraźnie zakłopotaną minę.
- Pewnie Ci się zdawało – odparował i przyśpieszył kroku.
- Pewnie tak – powiedziałam niepewnie, ale postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy.  Po chwili zobaczyłam swój dom i skręciłam w kierunku drzwi, a chłopak nadal za mną szedł.
- Na pewno wszystko jest ok.? Dobrze się czujesz? – zapytał, a ja przytaknęłam głową.
- Cześć – mruknęłam, a chłopak zmarszczył brew.
- Gdzie Cię znajdę? – zapytał, ale ja tylko się uśmiechnęłam i weszłam do domu. W środku nikogo nie było, więc weszłam do kuchni i zaparzyłam herbaty. Byłam wyczerpana, a ból głowy dokuczał mi nieustannie. Wzięłam tabletkę Aspiryny i postanowiłam iść się wykąpać i położyć, i tak tez zrobiłam.

czwartek, 27 czerwca 2013




PROLOG
TYLER
                                    ROK 1843.




        


Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła, a raczej huk.  Nerwowo zerwałem się z lóżka i popatrzyłem na zegarek. Było wpół do 4 nad ranem. Na podłodze leżało szkło, a kamień który wpadł do pokoju, był owinięty w kartkę. Podszedłem i odwinąłem pomięty papier , po czym przeczytałem w myślach : „ Jezu, stary. Można szybciej? „ i pod kartką podpis : „ Conor „.  Nagle, przypomniałem sobie, że dzisiaj mieliśmy iść do szopy. Szopy -  w której popełniano zabójstwo. Zabójstwo, które było tak podejrzane i ciekawskie, że nawet ja ( sceptyk morderstw ) byłem ciekawy szczegółów. Nie wiadomo z jakich powodów, nie przeniesiono ciała, tylko pozostawiono w tym samym miejscu, a sprawcy – nie znaleziono.  Szybko włożyłem na siebie brązowe spodnie, białą koszulę i szelki, po czym wybiegłem po cichu na dwór. Przed rezydencją czekał wyraźnie zniecierpliwiony Conor i patrzył na mnie wilkiem.
- Ileż było można? Gliny przyjadą i po zabawie – wybuchnął, a ja uciszyłem go palcem.
- Ciszej, ojciec już nie śpi, bo musiałeś wybić szybę – parsknęłam i  ruszyłem w kierunku owego miejsca – a poza tym, to nie zabawa – dokończyłem, a rozbawiony kolega wyciągnął latarkę i zegarek na rękę.
- Wiem, wiem.  Tyler,  nie znasz się na zabawie, ale.. masz lupę? – zapytał sarkastycznie.
- Mam, mam – powiedziałem i podałem mu szkło powiększające.  Szliśmy około 15 minut, a kiedy doszliśmy  stanęliśmy jak wryci. Na polu było ciemno, nawet gwizdy nie świeciły, ale wyszczególniło się to dopiero tutaj. Wokół szopy była  żółta  tasiemka, a na niej napis „ POLICJA „.  Conor zaśmiał się szyderczo, i już ruszył w kierunku bramki, ale zatrzymałem go ręką.
- Poczekaj, masz jakieś 10 minut. Za chwilę przyjadą  gliny. Jeśli krzyknę „ UCIEK „ – to znaczy uciekaj, a jak..
- Uciek – uciekaj. Nawet wiewiórka by tego nie wiedziała. – powiedział sarkastycznie.
- A jak powiem, „ CHOW „  to znaczy – chowaj się. – powiedziałem, próbując być spokojny. Chłopak nadal się śmiejąc, ruszył w kierunku bramki, trzymając w prawej ręce latarkę. Był zachwycony, tym, że zobaczy zmarłego Bolebola Ciechanowskiego. Szybko przeskoczył przez bramkę i zniknął w ciemności. Usiadłem, opierając się o drzewo. Patrzyłem monotonnie w zegarek, a sekundy trwały minuty. Nie słyszałem głosu jadącej policji, ani jakiego kolwiek ruchu, ale czułem, że nie jestem sam.  Nagle, zobaczyłem wielki, czarny kształt. Zamurowało mnie. Nerwowo wstałem  i rozglądałem się na wszystkie strony. Wielki czarny kształt, stanął na dwóch łapach i przeraźliwie ryknął. Upadłem, a przed oczami miałem wielkie, czarne plamy. Owy kształt pobiegł do szopy, a ja krzyknąłem, pomimo wielkiego strachu.
- JEZU,   CONOR, UCIEKAJ! – krzyczałem wielokrotnie, ale to nie dawało rezultatów. Usłyszałem krzyk kolegi i wielkie, bijące światło na około owego miejsca. Nagle, dostałem jakby zastrzyk adrenaliny. Przeskoczyłem przez bramkę i podbiegłem do drzwi szopy. Otworzyłem je gwałtownie i wbiegłem do środka, ale nie było tam Conora.  Przerażony ciężko dyszałem, nagle latarka chłopaka wpadłam przez okno i rozbiła szybę, a ja ciężko upadłem. Leżałem cały spocony, obsypany w rozbitym szkle. Nie wiem, ile  czasu minęło, ale kiedy oszołomienie przeszło, podniosłem głowę i zobaczyłem zakrwawione, cuchnące ciało Bolebola. Zrobiło mi się słabo, ale jeszcze mogłem się podnieść i obejść pomieszczenie.  Niestety, nigdzie nie było mojego przyjaciela, więc zdenerwowany podszedłem do drzwi i pociągnąłem za klamkę, ale nie otrzymałem  rezultatów. Drzwi były zamknięte, ale nie wiedziałem kto je zamknął. Zacząłem nieustannie szarpać klamkę, ale niestety drzwi były zamknięte na – Amen. Krzyknąłem ze złości  i uderzyłem pięścią w ścianę. Nagle usłyszałem ten sam ryk, co przedtem, po czym strasznie się przestraszyłem. Byłem tak zdenerwowany, że podbiegłem do najbliższego kufra i zacząłem szukać jakiegoś ostrza. Na moje szczęście,  była tam ostra, szabla. Szybko wziąłem szablę i uniosłem ją nad ramię. Coś obiło się o drewnianą ścianę i wywarzyło ją do środka. Przejęty stałem jak sparaliżowany,  nogi trzęsły się, a z czoła spadały krople potu. Nagle, usłyszałem szelest liści, wiec z obawy przygotowałem się do rzutu. Nagle, zauważyłem policjanta z wycelowaną bronią na mnie. Kiedy mnie zobaczył, oczy otworzył szeroko, ale ja nie mogłem nic zrobić. Nie wiedziałem, gdzie był Conor.
- Poddaj się – wrzasnął mężczyzna, a ja położyłem szablę na ziemi i uniosłem ręce. Jakiś mężczyzna podszedł do mnie i zakuł mnie w kajdanki, po czym popchnął  w kierunku świeżego powietrza.
- Był ze mną Conor – powiedziałem wreszcie, nadal dyszą i krztusząc się własnym oddechem.
- Gdzie jest? – zapytał.
- Nie wiem.. coś go .. porwało – powiedziałem wahając się, a policjanci wymienili spojrzenia i popchnęli mnie w kierunku wozu. Jakiś policjant podszedł do mnie i wziął mnie pod pachę i ruszył ze mną w kierunku komisariatu. Dziwnie się czułem. Nie wiedziałem, co się dzieję. Szedłem, kulejąc na jedną nogę, ponieważ zraniłem się szkłem, ale policjant nawet tego nie zauważył.
- A teraz, powiedz mi coś ty tam chłopie robił? – powiedział oschle, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Nie mogłem powiedzieć prawdy, a kłamstwa nie mogłem jakoś wymyślić.  Zacząłem się jąkać i na tym zakończyłem.
- Bronisz swoich? – zapytał i sam przytaknął sobie – sam wywarzyłeś te drzwi? – zapytał, ale w jego oczach widać było, że doskonale zna odpowiedź.   
- Nie, coś .. tu było. Wielkie, czarne i ryczało. – powiedziałem przerażony.   Szliśmy jeszcze parę minut, a przez ten czas zaczęło świtać. W środku miałem parę przesłuchań, a po godzinie przyszli moi  rodzice. Po paru godzinach, zaczęto poszukiwania Conora, a ja coraz bardziej się o niego martwiłem.  

                                                              ************


 Siedziałem ponuro na łóżku, ubrany już w garnitur.  Byłem tak smutny i rozdarty, że nie mogłem z siebie wydać czystego dźwięku. Od dziwnej akcji minęło 6 dni, a 2 dni temu stwierdzono zgon Conora, co wywołało wielki skandal w miejscowości.  Wszyscy bali się wychodzić z domów, ani nawet spoglądać po zmroku przez okno, ale ja nie miałem tego problemu. Policja szukała owego zwierzęcia, choć wiedziałem, że nie za bardzo mi wierzą. Nagle drzwi do mojego pokoju lekko się otworzyły i zobaczyłem przez szparę Ojca. Wszedł do środka, a po jego twarzy było widać zakłopotanie.
- I jak synu? – zapytał, po czym usiadł obok mnie. Ciężko westchnąłem  i powiedziałem:
- Jakoś leci – po czym wstałem i włożyłem ręce do kieszeni.
- Tyler, wiem, że jest ciężko, ale musisz się trzymać – powiedział pocieszająco, ale te słowa raczej nie podniosły mnie na duchu. Obwiniałem się o śmierć przyjaciela, ponieważ mogłem od razu krzyknąć, albo ruszyć na ratunek. Wszystko jakby straciło blask, byłem sam w tym świecie, bez przyjaciół i wszystkiego co dawało mi choć trochę chęci do życia.. Ojciec dziwnie na mnie patrzył, a ja zmierzwiłem sobie ręką włosy.
- Przecież wiesz, że nigdy tego sobie nie wybaczę – rzuciłem w jego stronę, a on ciężko westchnął.
- Wszystko będzie dobrze – po czym wstał i pogładził mnie po ramieniu.
- Tak? Mój najlepszy przyjaciel  nie żyje. Coś go zabiło, a ja nie pobiegłem mu od razu na pomoc, tylko bez czynnie stałem i patrzyłem. Jestem po prostu tchórzem, gdyby nie ja, może by jeszcze żył – powiedziałem wściekle, a  ojciec jeszcze raz poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
- Czekamy na dole – po czym wyszedł. Zamknąłem za nim drzwi i uderzyłem pięścią w ścianę, po czym zgiąłem się z bólu. Jednak po chwili rozmyślania, zszedłem na dół gdzie czekała opiekunka – Violetta,  i rodzice. Dołączyłem do nich  i ruszyliśmy do kościoła.  Droga nie trwała długo, może 20 – 25 minut, a kiedy doszliśmy udaliśmy się na msze.
            Msza minęła dosyć szybko i większość osób udała się na mroczny, cmentarz. Ciała oczywiście nie znaleziono, ale dowody które znaleźli, czyli : pokrwawioną koszulę i czapkę, oznaczały na zgon.  Murarz wbił w ziemię  kamienną tablicę z napisem „ CONOR MAYNARD.  1827 – 1843 R. „ Wszyscy powoli rozchodzili się do domu, aż w końcu przy grobie zostałem ja i jego rodzice, którzy w końcu też opuścili to miejsca i zostałem sam. Wiatr lekko powiewał a na podwórzu zaczynało się ściemniać. Usiadłem, opierając się o tabliczkę i ciężko westchnąłem:
- Boże, Conor.. Minął tydzień, a mi Ciebie tak brakuje.. To przeze mnie, mogłem zadziałać – po czym wyciągnąłem zegarek, który dostałem od niego i położyłem obok nagrobka – proszę, stary – dokończyłem i wstałem. Nagle wiatr stał się mocniejszy. Liście zaczęły latać, że  cmentarz wyglądał przerażająco. Potem pojawiła się mgła, a ja już wiedziałem, że coś tu jest i czyha na mnie.  Nawet nie chciałem się bronić.
-  JESTEŚ TU?! – wrzasnąłem wściekły – NO CHODŹ, NAWET SIĘ NIE WAHAJ – krzyczałem nieustannie.  Nagle coś błyskawicznie przebiegło. Widziałem, że to nie to samo, co przedtem. Stałem wyprostowany, a wiatr mocno wiał mi w twarz. Nagle coś przebiegło obok mnie i zatopiło zęby w mojej szyi. 
 _________________________________________________-
 Dopiero zaczyna, więc myślę, że potraktujecie mnie nie za ostro. 
Obrazek narysowała moja znajoma :)
Dziękuję, kochana :)